Ave.
Przybyłam po dłużej przerwie ze stasimonem, a więc rozdziałem krótszym, zazwyczaj poświęconym jakiejś pobocznej akcji dziejącej się poza głównym planem opowiadania. Nie, nie jest to zgodne z ramami tragedii greckiej, o czym mówię już zresztą któryś raz.
Ten rozdział jako pierwszy nie jest pisany z perspektywy Rina. Przedstawia scenę zebrania tytułowego Zakonu Płonących, a więc Serafinów. Zapraszam.
Przypisy tradycyjnie na końcu. W tym rozdziale jest ich zaskakująco mało.
Amatorski wiersz na początku mojego autorstwa. Lekka korekta i pomoc przy rymach: PallasProelium. Muzyka: Peter Gundry.
~*~
Serafim i Cherubim* najbliżej są Pańskiego Tronu*,
przez wieczność tkwią pośród Jasności ogromu,
nie ustając w pieśniach pochwalnych o Bożym domu.
Lecz choć do doskonałości bliżej im niż ludziom,
to ich także grzechu zawiści efekty brudzą.
Każdy bliżej chce być Tronu, łakomy Pańskiej łaski
a zazdrości ich cienie, pieśni przyćmiewają blaski.
W deprawacji pogrążone, ludzkim plemieniem się wysługują
i pod pańskim tronem, za pomocą ludzi, okrutnie wojują.
~*~
Aula Serafiela* pogrążona była w półmroku, który rozświetlał jedynie ogień płonący pośrodku w żelaznym, zdobionym koszu. Pnące się w górę elementy ozdobne rzucały cienie na odległe ściany i kolumny, przypominając tym samym las unoszących się i opadających włóczni. Poruszały się w górę i w dół, jakby w jakimś bojowym tańcu, zupełnie nie zważając na statyczne, ciemne sylwetki towarzyszących im ludzi.
Było ich mniej niż dziesięcioro i wszyscy stali w obrębie wewnętrznego okręgu podkowiastej auli. Spoczywali nieruchomo tak jak ich cienie, starzy, młodzi, jasnowłosi i bruneci, kobiety i mężczyźni.
- Ufam, że wszyscy wiedzą, po co zostali wezwani? - odezwał się tubalny głos z galerii znajdującej się piętro nad ich głowami.
Płomień w koszu poruszył się nie spokojnie, a cienie ludzkich sylwetek na ścianach zbiegły się nagle w jednym miejscu, w punkcie, z którego dobiegał się głos. Na kamiennej blance stanął postawny, łysy mężczyzna w bojowym rynsztunku.
- A czy my ci wyglądamy na kompletnych sfigato*, Baz? - parsknął w odpowiedzi jeden z obecnych.
Cień Michelangelo Cracchiolo zadrżał, a potem wyrwał się ze zbitka czerni pod blanką i zaczął głupkowato podskakiwać, niemo zaśmiewając się do rozpuku. Tymczasem jego właściciel spoglądał na Basiliusa D'Onofrio z iskierkami rozbawienia tańczącymi w małych, wąskich oczach.
- Zazwyczaj nie - odparł Basilius - lecz gdy spoglądam na ciebie, mio amico*, to zaczynam się zastanawiać - prychnął i z namysłem nastąpił właśnie na cień Cracchiolo.
Michelangelo* syknął z bólu i zginął się w pół, uchylając się, jakby łysy mężczyzna zadał mu serię celnych kopniaków w głowę. Basilius jednak nic sobie z tego nie zrobił. Nie spiesząc się spokojnie, zstąpił w obręb wewnętrznego okręgu, używając cienia blondyna jako swojej kładki.
Pozostali obecni serafini rozluźnili się, a ich cienie ponownie rozpierzchły się po auli, ale nie powróciły do swoich poprzednich, sztywnych i nieruchomych pozycji. Ciemne sylwetki jakby rozbiegły się po ścianach Auli Serafiela, niemo zagadując do siebie.
Basilius podszedł do kosza płomieni i zatopił w nim dłonie. Trwał tak przez chwilę, skupiony i otoczony płomieniami, po czym gwałtownie wyrzucił ramiona w powietrze. Kolumna ognia wzniosła się aż pod sufit, a Aulę rozświetlił blask i stało się jasno jak w samo południe.
W ścianach sali obudziły się płomienie, wypełniające szczeliny starannie wykutych sentencji: Sanctus, Sanctus, Sanctus Dominus, Deus Sabaoth. Pleni sunt caeli et terra gloria tua. Hosanna in excelsis*. W świetle wyraźne stały się twarze obecnych tam egzorcystów. Wśród nich, na siódmym ogniwie okręgu, stał Cracchiolo, masujący obolałe plecy, kark i głowę.
- Skoro obyczajom stała się zadość - podjął znów Basilius - to myślę, że możemy rozpocząć nasze improwizowane spotkanie. Niech błogosławieni długowiecznością, zdrowiem i siłą do walki z mocami nieczystymi będą ci, którzy obradują w zgodzie pod patronatem serafickiego ognia.
Egzorcyści natychmiast zreflektowali się i odrzekli mu chórem:
- Opatrzność Boża nam sprzyja, kiedy wychwalamy Jego Jasność wraz z chórem naszych braci, Serafinów - recytowali z pamięci, ale bez zająknięcia czy momentu zastanowienia. Był to dla nich rodzaj odruchu warunkowego. - Pod płonącymi skrzydłami Serafiela, zaprzysiężeni na miecz Michaela* spotykamy się w Auli i z pokorą słuchamy twego słowa, ty, któryś wywyższony przez hierarchów dostąpił tytułu Stróża Hajotu*.
Basilius, łagodnym tonem, odpowiedział po krótkiej pauzie:
- By ogień Serafiela płonął w was mocno, synowie i córy płomienia. Stróż Hajot wzywa do pochwały Pana.
Na co odparli jakby jednym, tubalnym głosem ze śpiewną nutą:
- Santo, santo, santo il Signore Dio dell'universo. I cieli e la terra sono pieni della tua gloria. Osanna nell'alto dei cieli. Benedetto colui che viene nel nome del Signore. Osanna nell'alto dei cieli*.
Basilius odczekał, aż zebrani egzorcyści przestaną recytować i wówczas opuścił ramiona. Ogień uspokoił się, powracając do znajomego, dającego poczucie bezpieczeństwa, jednostajnego trzasku iskier. Aula Serafiela ponownie pogrążyła się w półmroku, lecz teraz od wyrytych w ścianach słów pieśni Sanctus biło ciepło, rozchodzące się falami podobnymi w swoim rytmie do bicia serca.
- Pół godziny temu, dokładnie o 3:33, po długiej nocy egzorcyzmów, zmarła Chiara Fiscelli* - oznajmił grobowym tonem D'Onofrio. - Dwanaście godzin wcześniej, o 15:33, straciliśmy innego Wtajemniczonego, będącego pod jurysdykcją naszego zakonu, Toshio Niccolo Bianchiego*.
- Skąd taka dokładność w czasie? - zdumiała się stojąca po prawicy Basiliusa kobieta.
Była wysoką brunetką o ciemniejszej karnacji i lekkiej tuszy. Miała na sobie cywilne ubranie, przylegające do pulchnego ciała, czarne legginsy i szarą, rozciągniętą tunikę, której front przedstawiał skomplikowany rysunek czaszki.
- W przypadku pana Bianchiego, Adelino*, sugerowaliśmy się monitoringiem i zeznaniami innych pacjentów Gemellego, którzy zeznali, że w momencie jego śmierci usłyszeli trzykrotne stuknięcie w ścianę lub drzwi. Zegary w całym budynku zatrzymały się także na tej godzinie.
Cracchiolo parsknął śmiechem.
- Czyżby demonkom wydawało się, że grają główne role w niszowym horrorze?
- Najwyraźniej, Cracchiolo - odparł Basilius, wzruszając ramionami. - Jakkolwiek nie wydawałoby ci się to śmieszne, umarł człowiek.
- Może demon podziela twoje posrane poczucie humoru, hm? - zasugerował inny serafin, stojący na czwartym ogniwie wewnętrznego okręgu.
- Lepiej moje niż twoje. W twoim przypadku nie miałby czego podzielać, Lorisie!*
Oliwkowa twarz Lorenzo zachmurzyła się i mężczyzna posłał Cracchiolo piorunujące spojrzenie. Ten w odpowiedzi skierował swój cień ku towarzyszowi zakonnemu, aby wymierzył jego cienistej sylwetce solidnego kuksańca. Lorenzo był jednak czujny i zablokował nadchodzący cios, po czym założył chwyt na Michelangelo.
Wtem pomiędzy dwa cienie wkroczył trzeci, lecz otoczony mroczną, pulsującą aurą i rozdzielił tamte. Z drugiej strony okręgu Basilius spoglądał na mężczyzn gniewnie.
- Na płonący tyłek Serafiela, jesteście gorsi od Okumury - zacmokał, kręcąc głową z dezaprobatą. - Czy mam pozwolenie szanownych panów, by kontynuować?
- Ode mnie? - zdumiał się teatralnie Cracchiolo. - Nawet nie musisz pytać, Baz!
Lorenzo Ferro skrzyżował ramiona na piersi i wydął nozdrza, wypuszczając głośno powietrze, ale skinął głową. Jego cień również się uspokoił, naśladując postawę swojego właściciela. Natomiast sylwetka Cracchiolo wycofała się po ścianie na właściwe miejsce i padła poziomo, krzyżując ręce niczym złożony do trumny nieboszczyk. Michelangelo odsunął się nieco i układając dłonie przed płomieniem, stworzył z nich kwiatek, który "umieścił" między splecionymi palcami cienia.
Jego sąsiedzi, ciemnoskóry, postawny mężczyzna imieniem Iskander Ammar* i średniego wzrostu dziewczyna w niebieskim, skautowskim mundurze zareagowali zażenowaniem. Tunezyjczyk wzniósł oczy do sufitu, natomiast nastolatka, Greta Evangelista* ukryła twarz w dłoniach, wydając z siebie umęczone stęknięcie.
- Reasumując - ponowił Basilius. - Odstęp dwunastu godzin, dokładność co do minuty, fakt, że obie ofiary zmarły o trzeciej trzydzieści trzy, choć o innej porze dnia, nie pozostawiają wątpliwości, iż mamy do czynienia z bytami nieczystymi.
- Z demonami - poprawiła cicho Greta.
- Terminologia jest w tym momencie nieważna, panno Evangelista - odparł Stróż Hajotu. - Sklasyfikujemy prześladujący Wtajemniczonych byt lub byty dopiero wtedy, gdy będziemy mieć konkretne dowody.
- A jakich jeszcze potrzeba? - wtrącił Lorenzo. - Przypadek Fiscelli wyglądał jak regularne opętanie mrocznymi siłami.
- Był wyjątkowo widowiskowy - dodał Iskander. - Powiedziałbym, że nazbyt widowiskowy. Gdyby nie to, że przez pewien czas byt ukrywał się pod iluzją choroby, to prawdopodobnie udałoby się całą sprawę załatwić cicho. Tymczasem historia młodej skautki, nagradzanej olimpijki, perełki włoskiej młodzieży, która chodziła po suficie, recytując Apokalipsę, stała się światową sensacją.
Basilius wysłuchał wypowiedzi Ammara i pokiwał głową.
- Wyczerpał pannę Fiscelli chorobą - skonstatował. - Następnie zmusił ją do wykonywania nadludzkich sztuczek, typowych zagrań złośliwych stworzeń, które na co dzień nie opuszczają Limbusu. Natomiast w punkcie kulminacyjnym opuścił ciało, czym ostatecznie dobił dziewczynę.
- Nieco zbyt sprytne, jak na mieszkańca Limbo* - zauważył Cracchiolo. - Oni nie bawią się w podchody. Chiara chorowała tygodniami. W Gemellim obawiali się, że przytargała ze sobą jakąś tropikalną zarazę, ebolę, czy inną taką...
- Nie zdradził swojego imienia - wciął się D'Onforio.
- Nie? - zdumiała się Adelina. - Dla Limboi to kwintesencja zabawy. Nawet gdy same nie posiadły Miana*, używają, któregoś z imion Generałów lub innych wyższych demonów. Tak jak w przypadku Annelise Michel...
- To właśnie jest niepokojące - odparł. - Po co trud, kiedy Limboi nie może pozostawić swojego znaku rozpoznawczego? Kolejnego imienia, którym śmiertelnicy straszyliby dzieci.
Na moment serafini zamilkli. Mężczyźni i kobiety wpatrywali się w ogień, a ciszę przerywały wyłącznie mistyczne szepty ich cieni oraz ciche zapisanej w ścianach echo modlitwy Sanctus. Każdy z nich świadom był zagadkowości sprawy, która wpadła im w ręce i każdego przytłaczała utrata dwóch cenionych Wtajemniczonych. Nie tylko dlatego, że ludzi o ich zdolnościach rodziło się coraz mniej.
- Anonimowy demon z obsesją na punkcie horrorów, a w dodatku Wtajemniczonofil... lub Wtajemniczohob - podsumował Cracchiolo. - Tylko że pomimo tych dziwnych odniesień, jak w tych strasznych książkach Browna, brakuje w tej sprawie ciągłości.
- Co masz na myśli? - zdziwiła się Greta.
- Opętanie Chiary ciągnęło się tygodniami - przypomniał. - U Bianchiego podobne symptomy pojawiły się jakieś dwa dni temu. W dodatku on zginął szybciej, mimo że mrok dotknął go jako drugiego i trzymał dużo krócej.
Basilius D'Onforio rozmasował skronie palcami.
- Możemy mieć do czynienia z więcej niż jednym demonem - zauważył słusznie. - Moc przyciąga moc. Może nasz anonimowy duch ściągnął tutaj swojego pobratymca?
- To całkiem prawdopodobne - przytaknął Iskander. - Jednakże musiał być dużo silniejszy, skoro szybciej wykończył swoją ofiarę. Lub mniej cierpliwy...
- Mógł też lubić dobre widowisko - zaproponował niespodziewanie Lorenzo.
- Co takiego?
- Jeżeli faktycznie podziela humor Cracchiolo, to zapewne chciał się nieco zabawić. Nie wystarczyłaby mu publika duchownych, jakichś marnych egzorcystów w ornatach. Och, niee... On potrzebował widowni z prawdziwego zdarzenia i efektywnego zejścia.
W tle ktoś zakaszlał wymownie.
- To... śmiała teoria - wydukała niepewnie Adelina.
- Ale całkiem prawdopodobna - stwierdził Michelangelo. - Pomyślcie tylko! Ile razy spotykaliśmy się z kreatywnymi Limboi? A co dopiero wyższymi demonami! Gdyby chodziło im tylko o radość zabijania ludzi, to dusiliby ich we śnie, momentalnie skręcaliby karki... Cokolwiek, co doprowadziłoby do szybkiego zejścia. A tymczasem wolą tygodniami wprowadzać ofiary w obłęd, podjudzać opinię publiczną i takie tam.
Iskry z ogniska wystrzeliły niemal pod sklepienie Auli, gdy Basilius drgnął.
- Nie tylko opinią publiczną... - wymamrotał.
- Mówiłeś coś, Baz?
Stróż Hajotu spojrzał po zakonnych towarzyszach z dziwnym przestrachem w oczach.
- Wybrali idealny dla siebie moment - skonstatował głośno, choć głos lekko mu drżał. - Niestety, fatalny dla nas, zarówno dla nas, Serafinów, jak i całego Watykanu.
Iskander zdawał się rozumieć, co Basilius miał na myśli.
- Syn Szatana - westchnął ciężko. - Był tam, na miejscu wypadku. Dobrze pamiętam. Wyglądał na zagubionego i przerażonego.
- Też byś tak wyglądał, gdyby cały świat religijny świat chciał cię spalić na stosie - parsknął Cracchiolo, po czym zwrócił się do Stróża Hajotu: - Baz, czy oni mogą go podejrzewać o oba incydenty?
D'Onofrio zmrużył oczy, wpatrując się w ogień. Jego cień zdawał się pulsować mrokiem jeszcze intensywniej. Był to znak rosnącej aury przywódcy zakonu. Mówiło się - choć wyłącznie szeptem - że został dotknięty samą Boską mocą i poprzez teofanię* uzyskał tytuł, o jakim większość mogła wyłącznie śnić i marzyć. Ponoć, niczym współczesny Enoch, przechadzał się uliczkami Hajot Hakados i mówił z aniołami, które wypełniły go swą łaską. Jednakże nikt nie potrafił potwierdzić tej wersji wydarzeń. Sam Basilius nigdy nie chwalił się swoimi przeżyciami, a o mocy wspominał okazjonalnie w formalnych wzmiankach o treningach i zleceniach.
Nie zmieniało to faktu, że według oficjalnych rang Kongregacji, stanowił najsilniejszego przywódcę spośród Kręgów Serafinów. Niżsi rangą egzorcyści nie potrafili powstrzymać ciekawości, dlatego wciąż szeptali między sobą o tym, co mógł myśleć na ten temat Mistrz Zakonu*.
- Nie znamy właściwego wymiaru jego mocy - odrzekł, a nadmiar energii uszedł z niego jak powietrze z balonu. Pulsujący mrok zmalał, rozchodząc się falami po ścianach Auli Serafiela. - Jednakże jego - samo w sobie - mogłoby mu zapewnić śmierć.
- Mogłoby?
- Nikt nie wie, co by się właściwie stało, gdybyśmy próbowali go zabić. Pamiętacie historię Damiena Thorne'a*? Jego przypadek zdecydowanie różnił się od poprzedniego. Był silniejszy, przebieglejszy, a przy tym... - urwał.
Wielu obecnych na sali egzorcystów odruchowo się wzdrygnęło. Niektórzy byli obecni podczas ostatnich chwil życia tego młodego mężczyzny i nie było to w żadnym razie przyjemne. Śmierć ludzi, którymi kierowało zło, a którzy tak naprawdę nie mieli wpływu na swój los, nie nosiła żadnych znamion przyjemności. Nie przynosiła też zadowolenia z dobrze wykonanego zadania. Jedynie rodziła w sercach rany, których nie dało się zaleczyć.
- Szatan działa ewolucyjnie - skonstatował Cracchiolo, po czym parsknął. - Rozumiecie to? Ewolucyjnie!
Gdy nikt mu nie odpowiedział, jego uśmiech nieco zmalał.
- Nie łapiecie? Ewolucja? Kościół? Odwieczny spór? Karolu Darwinie, spłoń w piekle, sam żeś z małpy wyrósł, jam Boże dziecię?
- Cracchiolo stul pysk.
- Wiem, już wiem. "Nie czas to ni miejsce".
Serafini, jakby w umysłowym porozumieniu, wydali z siebie zbiorowe westchnienie.
- Niesamowicie jesteśmy ci wdzięczni, Cracchiolo, za ten element humorystyczny, ale proszę, abyś następnym razem ugryzł się w język - rzekł Basilius. - Reasumując. Nikt nie jest pewien, czy Okumurę powinno się zabić, czy w jakiś sposób unieszkodliwić. Narosło sporo komplikacji, których nikt nie przewidział.
- Ale mogliby go skazać? - spytała Adelina.
- Mogliby - odparł Stróż Hajotu. - Inkwizytor przybył do Rzymu, więc to do niego należy osąd.
- Faktycznie fatalna pora na dwa demoniczne morderstwa - jęknęła Greta. - Przypadku Chiary nie mogliby powiązać z przybyciem Syna Szatana do Włoch, ale śmierć kogoś tak mu bliskiego w ciągu ostatnich dni? W dodatku wtedy, kiedy postanowił złożyć mu wizytę w szpitalu? Zbyt wiele zbiegów okoliczności.
- Inkwizytor to mądry człowiek - zauważył Iskander. - Może również wyczuje w tym coś nienaturalnego. Nie bez powodu piastuje swoje stanowisko. Powinniśmy ulokować w nim swe nadzieje.
- Nadzieje? - prychnął Lorenzo. - Jeżeli twoją nadzieją jest, że Boska siła zetrze Syna Szatana z powierzchni ziemi, to się z tobą zgodzę. Jednakże jeśli myślisz, że rozsądniej byłoby pozostawić ścierwo przy życiu, to nie wiem, co tu jeszcze robisz.
Po wypowiedzi Lorenzo zapadła cisza. Milczenie było tak ciężkie i przejmujące, że zdawało się, niczym niebieskie sklepienie na grzbiet Atlasa spadać na serafinów. Zakonni patrzyli po sobie niepewnie, a szept ich cieni narastał z każdą chwilą.
- Jak już mówiłem, panie Ferro - odezwał się Basilius - nie mamy pewności, co stanie się z chłopakiem, jeżeli spróbujemy go zabić. Sytuacja mogłaby się obrócić przeciwko nam, a na jego korzyść. Staramy się tego uniknąć.
- Gdybania i starania - parsknął mężczyzna. - Dobrymi chęciami wybrukowane są drogi w ojczyźnie tego gnoja. Przychodząc na świat, zabił tysiące, jeśli nie dziesiątki tysięcy ludzi. To wystarczający powód, by się go pozbyć.
- Nie o tym mieliśmy dyskutować - zauważyła trzeźwo Adelina. - Na Okumurę może paść podejrzenie, bo był w oczywisty sposób powiązany z ofiarą.
- W dodatku tego dnia zachowywał się wyjątkowo specyficznie - westchnął D'Onofrio. - Myślę, że to wynik przede wszystkim młodzieńczego buntu. Ostatecznie chłopak przeżywa teraz bardzo ciężkie chwile.
- Czuję w tym jakieś 'ale' - wtrącił Cracchiolo.
- Ale nie wykluczam działania sił nieczystych - przyznał Stróż Hajotu. - Matthieu Langlois zapewne bierze pod uwagę tylko to. Również był świadkiem wybuchu, a przynajmniej efektów wybuchu gniewu Okumury.
- Cherubini mają też nad nami przewagę w tej sprawie - dodał Iskander. - Wprawdzie byłeś pierwszy na miejscu zdarzenia, Basiliusie, ale to oni szybciej uformowali Konklawe. Jeżeli postanowią winą za wszystko obarczyć Rina Okumury, nie będę zdziwiony.
- Thorne potrafił wpływać na ludzi - przypomniał Lorenzo, krzywiąc się. - Kontrolował ich umysły, emocje. Bez problemu potrafiłby doprowadzić kogoś do samobójstwa. Jeżeli Szatan kreuje swoje pomioty na zasadzie ewolucji, to jego nowy bachor z pewnością także ma takie zdolności.
Greta nie wytrzymała.
- Dobrze, ale gdzie w tym wszystkim Chiara Fiscelli?
Lorenzo otworzył usta, by odpowiedzieć, ale po chwili je zamknął. Zmarszczył brwi z irytacją.
- Te przypadki wcale nie muszą być ze sobą powiązane - stwierdził. - Sprawa Fiscelli była na tyle głośna w ostatnim tygodniu, że Okumura mógł o niej usłyszeć lub gdzieś przeczytać. Nie wykluczam też, że Bianchi coś mu zdradził. Zawsze dużo paplał.
- Sugerujesz, że Okumura jest tak zdeprawowany i sadystyczny, że postanowił naśladować demona, który opętał Chiarę Fiscelli?
- To całkiem logiczne. Jest młody. Młodszy niż Thorne, kiedy zdechł. Nie kontroluje swoich mocy, dlatego Bianchi umarł tak szybko. Może jego pojawienie się pod Gemellim, silne emocje, wywołały u Wtajemniczonego reakcję i dlatego ten skoczył z dachu?
- Mówił coś o miłości do chłopaczka i poświęceniu? - wtrącił znów Cracchiolo. - Baz, powiedz, że tak!
Basilius potrząsnął głową w zaprzeczeniu.
- Ewolucja - prychnął Ferro. - Nie dziwi mnie to. Ten znak rozpoznawczy u ofiar Thorne'a był mu bardziej kulą u nogi.
- Wciąż nie jestem przekonany - mruknął Iskander.
- Ja również - przytaknął Basilius. - Współpracuję z tym chłopakiem od jakiegoś czasu. Upewniam się, że je, śpi, że utrzymuje higienę, że się uczy i postępuje słusznie. Jest synem naszego największego wroga, największego wroga ludzkości i Niebios, lecz przysięgam wam, że nie różni się szczególnie od większości swoich rówieśników.
- Większość jego rówieśników nie ma w swoim przeznaczeniu zapisanej roli w Końcu Dni - przypomniał Lorenzo. - Większość jego rówieśników nie pozostawia za sobą, gdziekolwiek pójdzie, linii trupów. Większość jego rówieśników nie ma morderstwa w kartotece.
- Nie prosił się o swój los.
- Żaden z nich się o niego nie prosił. Za każdym razem musimy decydować pomiędzy niezabiciem jednego człowieka a ocaleniem miliardów istnień. Zawsze wybieramy słusznie.
Adelina spuściła wzrok. Po jej policzkach spływały już łzy.
- Loris ma rację - przyznała. - Czy Jezus, sam jeden, nie umarł, aby ludzie mogli zaznać Zbawienia po śmierci? Czy i my nie powinniśmy zabić jednego człowieka, aby wybawić od złego losu miliardy bliźnich?
- Bluźnierstwo! - krzyknął ktoś.
- Bluźniercza analogia - przytaknął Lorenzo - ale całkiem słuszna. Jedna śmierć, Boga czy jego przeciwieństwa, może wiele zmienić.
Ogień w koszu przybrał na sile, rosnąc, aż zaczął występować ze swojego więzienia. W Auli rozbrzmiewało coraz więcej głosów. Egzorcyści zgadzali się z Lorenzem i Adeliną. Wołali, że Syna Szatana należy zabić, że na Dzień Gniewu* wciąż było jeszcze zbyt wcześnie.
Słup płomieni wystrzelił pod samo sklepienie, a w Auli znów stało się jasno jak w dzień. Cienie zniknęły ze ścian.
- Dosyć! - huknął Basilius, a w jego oczach lśniło żywe światło.
Głos, który wydobył się z piersi Stróża Hajotu, zdawał się nie należeć do niego. Jego ton kojarzył się brzmieniem z monumentalnie wielką istotą, z olbrzymem, z tytanem, z bytem wyższym. Momentalnie gwar ucichł, a uczestnicy zebrania wpatrywali się w swojego przywódcę z urzeczeniem pomieszanym z lękiem.
- W Auli Serafiela nie ma miejsca na niezgodę - rzekł twardo. - W Auli Serafiela nie ma miejsca na bluźnierstwa, albowiem Święty, Święty, Święty jest Pan Bóg Zastępów, a pełne są Niebiosa chwały Jego. Pod pieczą serafickich skrzydeł się zbierając, przyjmujecie w swe serca chwałę Bożą. Jednakże cóż wy czynicie, doznawszy podobnego zaszczytu?! Bluźnierczo sądzicie! W niezgodę popadłszy, oddajecie się najczystszym grzechom, jakie z łona Otchłani mogły wypełznąć!
Ściany Auli trzęsły się od tubalnego brzmienia tego głosu. Basilius zdawał się przemawiać z mocą jerychońskich trąb, a słowa jego z chwili na chwilę coraz bardziej przerażały serafinów. Egzorcyści wewnętrznego kręgu opadli na kolana, w ich ślady zaś udali się kolejni. Przyciskali dłonie do swych klatek piersiowych, czując szybko bijące serca. Niektórzy, jak Adelina, płakali.
- Pragniemy przebaczenia - wykrztusiła jako pierwsza Greta. - My, grzeszni ludzie, w niczym nie jesteśmy lepsi od pospolitych nierządnic, gdyż łatwo ulegamy pokusom świata doczesnego.
- Cóż to za wytłumaczenie, niewiasto?! Czyście nie przysięgali Bogu służyć i do Boga być podobnymi? Czyście zuchwale nie wywyższyli się ponad inne zakony, przywdziewając miano zapisane w płomieniu?
- Wszystko to przyrzekaliśmy.
- I oto łamiecie tę przysięgę.
- Lecz żałujemy tego serdecznie i ponad wszystko pragniemy się poprawić.
Basilius rozejrzał się po Auli swymi płonącymi oczami i zmarszczył brwi.
- Widzę, że nie wszyscy podzielają twoje zdanie, niewiasto.
- Nie mogę ich do tego zmusić - odparła. - W wolnej woli kryje się istota człowieczeństwa.
Stróż Hajotu przymknął oczy i wydawało się, że uśmiechnął się lekko. Płomień zaczął słabnąć. Strumień ognia opadał, wracając na swoje miejsce do kosza, z którego spływały już krople stopionego żelaza. W powietrzu unosił się nieprzyjemny zapach metalu.
Basilius również opadł na kolana.
- Wybacz mi, Panie, bo zgrzeszyłem, ale przecież Ty widzisz, że - jestem nie tylko grzesznikiem, że sporo jest we mnie dobrego - szeptał, uderzając się w pierś.
Zakonni przyglądali się swojemu dowódcy i naśladowali go. Z ich umysłów wyparował gniew, podejrzliwość i agitacja. Jednakże ziarno zostało zasiane i spadło na urodzajną glebę. Lorenzo wpłynął na ich przekonania. Jego argumentacja miała znamiona słuszności, a tyle wystarczyło, aby w niedalekiej przyszłości w sercach serafinów zakiełkował pogląd na sprawę morderstwa dwu Wtajemniczonych.
Szatan od wieków był tym, wobec którego ludzkość kierowała swoje pretensje. Jego wpływów doszukiwano się w klęskach nieurodzaju, w złych obrotach losu, w śmierci najbliższych czy przegranych wojnach. Szatana widziano w złych ludziach i krnąbrnych dzieciach. Był obecny wszędzie, jako Ojciec Grzechu, a więc przyczyna każdego niecnego uczynku pojedynczego człowieka.
Całkiem logiczne, że jego syn, materialna manifestacja sił nieczystych, również stanie się tym, kogo obwinia się o nieszczęścia.
Jednakże byli wśród serafinów tacy, którzy nie zgadzali się z podobnym sposobem myślenia i nie podzielali zdania Lorenzo. On również może stracili swe rodziny w Błękitną Noc, może zostali zranieni w walce ze sługami Szatana, ale wciąż pielęgnowali w sobie stateczność i zdrowy rozsądek.
To na nich Basilius zamierzał polegać.
- Bracia serafini, którzy przysięgaliście na Pańskie imię, powstańcie - rzekł gromko, wstając.
Podnieśli się, jedni szybciej, inni wolniej i nieco niezdarnie, lecz kiedy już każdy zakonnik stał prosto na swoim miejscu w okręgu, Basilius znów przemówił:
- Ze względu na złamaną przez nas zasadę zgromadzenia, w imieniu Jehoela*, płomiennego sługi Pana, który pod tronem jego śpiewa: Sanctus, Sanctus, Sanctus... zmuszony jestem przerwać obrady. Ponadto chcę wam przykazać, że macie, bracia, zakaz dokonywania jakichkolwiek samosądów na podstawie własnych przekonań. Żaden serafin nie działa poza wspólnotą. Sama iskra niewiele zdziała, jeśli nie spadnie na właściwie suche podłoże, lecz wielki ogień bractwa zakonnego może już doprowadzić do pożaru.
Zgodzili się z nim, kiwając głowami. Niektórzy, jak Lorenzo, czynili to wyjątkowo niechętnie.
- Już późna godzina - kontynuował Stróż Hajotu. - Udajcie się na spoczynek, bracia. Jednakże wpierw proszę, aby Michelangelo Cracchiolo, Greta Evangelista i Iskander Ammar pozostali na swoich miejscach po zakończeniu zebrania, gdyż muszę zamienić z wami jeszcze kilka słów.
To powiedziawszy, zbliżył się do ognia. Cień Basiliusa jakby spłynął ze ściany i znalazł się tuż za jego plecami, podobny do materialnej istoty. Gdy przywódca Serafinów sięgnął rękoma do kosza, cienista sylwetka zdawała się urosnąć i pochylać wraz z nim. Wreszcie czarne dłonie zakryły ognisko. Z załomów w ścianach napływało zimne powietrze, gdy wyryta modlitwa zaczęła gasnąć.
Wreszcie Basilius odsunął się od ogniska i uniósł dłonie, w których trzymał dwie garści żaru, po czym wyrzucił je w powietrze. Nagle cała Aula wypełniła się pojedynczymi płomykami podobnymi do robaczków świętojańskich. Opadały swobodnie, lecz nie ku podłodze. Osiadały na ramionach i głowach serafinów, jarząc się jak ogniki.
- Przyjmijcie błogosławieństwo ognia, Płonący Bracia.
Otwarli usta, a z ich gardeł wydobyły się dźwięki, których nie sposób zapisać prostym alfabetem. Odśpiewali niesamowicie melodyjny i delikatny utwór, brzmieniowo podobny do trzaskania płomieni w ognisku. Przynosił dziwne poczucie spełnienia, bezpieczeństwa i przywodził na myśl komfort rodzinnego domu.
Przy dźwiękach pieśni serafini odwracali się od kosza, w którym wcześniej płonął ogień i kierowali się ku ukrytym w ścianach korytarzom. Ciemną i chłodną drogę rozświetlały im płomyki uczepione ciał i ubrań.
W miarę jak kolejni zakonni się oddalali, dźwięki pieśni słabły, aż śpiewały już tylko cztery ostatnie osoby obecne w Auli Serafiela.
Ucichli, gdy skończyli ostatnią zwrotkę utworu.
- Na Serafiela, jak dobrze jest móc porozmawiać w spokoju - westchnął Basilius i pstryknął palcami, a w koszu na nowo rozbłysł ogień.
- Nie planowałeś nas wzywać, prawda? - spytała śmiało Greta.
Stróż Hajotu potrząsnął głową, po czym rozmasował obolałe skronie.
- Dopiero gdy dotarło do mnie, jak przerażające mogą być skutki słów pana Ferro, postanowiłem, że powinienem z wami porozmawiać - odparł.
Greta zmarszczyła brwi.
- Naprawdę wierzysz, że mogliby spróbować zabić Okumurę? - spytała.
- Greto, Lorisek jest zdolny do wielu rzeczy - przypomniał Cracchiolo. - Droczę się z nim, bo lubię, gdy się denerwuje, ale nie robiłbym tego, gdybym nie był pewien, że potrafię z nim wygrać.
Dziewczyna nie wyglądała na przekonaną. Basiliusa zarówno cieszyła jej wiara w ludzi, jak i niepokoiła. Z jednej strony radował się na myśl, że pomimo swoich doświadczeń wciąż zachowała zdolność do zaufania i pewną dozę niewinności. Jednakże mogło się to kiedyś okazać jej słabością.
- Jest sam - zauważył trzeźwo Iskander, który dotychczas trwał w ciszy. - Zdaje się, że przekonał Adelinę i z pewnością pobudził kilkoro innych braci do przemyślenia jego argumentów, ale... Wątpię, by zmobilizowali się szybko.
- Jakakolwiek niezgoda w zakonie jest niepokojąca, Iskanderze - zaoponował Basilius. - Działalność serafinów opiera się na konsensusach i kompromisach. Jednakże w przypadku tych drugich, nie możemy sobie pozwolić na odchyły. Każdy musi być zadowolony z ugody. W przeciwnym wypadku nie będziemy w stanie obradować pod protekcją Serafiela.
- Lecz zdarzały się już przypadki buntów - skonstatowała Greta.
- I za każdym razem dochodziło do wewnętrznych podziałach w zakonie. Rodziły się odłamy lub całkowicie nowe formacje. Jak myślisz, dlaczego serafini z całego świata nie organizują soborów na wzór Prawdziwego Krzyża lub Cherubinów?
- Nigdy się nad tym nie zastanawiałam...
- Jesteśmy podzieleni na pomniejsze Kręgi, aby uniknąć niezgody. Kręgi działają niezależnie i mają własną autonomię, pomimo istnienia wspólnego, umownego przywódcy. W ten sposób łatwiej podejmuje się decyzje dotyczące lokalnych spraw.
Greta zaczerwieniła się lekko. Basilius zdobył się na łagodny, uspokajający uśmiech. Chciał przez to powiedzieć, że nie była winna swojej niewiedzy. Weszła w szeregi zakonu stosunkowo niedawno i nie mogła jeszcze wszystkiego wiedzieć.
- Spokojnie Eta, ja też o tym nie wiedziałem! - parsknął Cracchiolo. - Czuję się taki douczony. I teraz zaczynam się zastanawiać, co ja tu właściwie...
- W każdym razie - wtrącił Iskander, kierując rozmowę na właściwy tor - sądzę, że jak na razie nie powinniśmy się obawiać rozłamów w kręgu. Śledztwo i tak trafiło w ręce Cherubinów. Jeżeli Lorenzo spróbuje działać, spotka się z konsekwencjami prawnymi.
- Wyniki śledztwa mogłyby dużo zmienić - stwierdził Cracchiolo. - Gdyby Cherubini doszli do źródła tych dziwnych opętań i okazałby się nim jakiś mocarny Limboi, to podejrzenia Loriska stałyby się bezpodstawne.
- Nie do końca - westchnął Basilius. - Langlois wciąż będzie się upierać, że to Rin przyciągnął te demony, że działały na jego komendę.
- Wobec tego... - wydukała zrezygnowana Greta.
- Wobec tego - podjął Iskander - uratuje go wyłącznie wyrok Inkwizytora.
Basilius wyciągnął przed siebie dłoń, na której spoczywał żarzący się węgielek. W jednej chwili mężczyzna wykrzesał z niego płomień wielkości zaciśniętej pięści. Ogień zaczął formować się w kształty.
- Jednakże możemy zrobić coś, by na pewien czas usunąć Rina ze sceny politycznej rzymskich zakonów.
- Co takiego? - zdziwiła się Greta.
- Decyzją Kongregacji znalazł się pod moją opieką - przypomniał Basilius. - Langloisa niesamowicie to zdenerwowało. Mam duże pole manewru. Mógłbym zadecydować, że chłopakowi potrzeba odpoczynku od stolicy i dobrze byłoby wywieźć go na wieś. Tam, w mniej stresującym środowisku mógłby wyczekać dnia swojego osądu...
- Zostało zaledwie kilka dni - zauważył Iskander. - Myślisz, że się zgodzą?
- O ile dobrze znam Inkwizytora Ramseya, to będzie chciał nieco więcej czasu na podjęcie decyzji - mruknął. - Lubi przeciągać sprawę, nawet jeśli podejmie decyzję już w momencie przedłożenia mu danej kwestii. Jest złośliwy, ale rozsądny. Pomówię z nim.
- Nie uzna tego za próbę nagięcia jego woli? - zastanowił się Cracchiolo.
- Nie. Nawet jeśli to bardziej go rozbawię, niż zdenerwuję. Poza tym Langlois z pewnością przedstawił mu już swoje podejrzenia względem Rina. Mogę się założyć, że przedłuży czas podjęcia decyzji, aż do zakończenia śledztwa.
- Dlaczego? - zdumiała się Greta. - Przecież jeżeli okaże się, że Okumura nie miał nic wspólnego z morderstwem Chiary i Bianchiego, to Inkwizytor nie weźmie tego pod uwagę przy ogłaszaniu wyroku.
Basilius westchnął.
- Dla tego chłopaka nawet brak jednoznacznego wyniku śledztwa może okazać się szkodliwy.
- Jest jak syn Hitlera. Gdyby, oczywiście, Hitler miał syna. Pewnie byłby traktowany podobnie - stwierdził Cracchiolo.
Nikt nie zaprzeczył. Nie dałoby się tej prostej prawdy o losie Rina Okumury ująć lepiej.
~*~
*Serafim i Cherubim - dwa chóry aniołów znajdujące się najwyżej w hierarchii anielskiej. Znajdują się najbliżej 'Tronu Pańskiego', a więc są też najsilniejsze ze wszystkich (pomijając istoty takie jak Metatron czy personifikacje Bożej Łaski jak demiurgowie: Jaldabaot, Jao, Sabaot itd.).
*Tron Pański - metaforyczne określenie pozycji Boga w Niebiosach jako 'króla', który zasiada na 'tronie'.
*Aula Serafiela - w chrześcijaństwie aula to: sala lub kościół przeznaczony na dyskusje religijne. Tutaj pełni funkcję sali obrad i znajduje się w podziemiach Watykanu. Dostać można się, korzystając ze specjalnego klucza lub używając przejścia pod fałszywym klasztorem serafinów.
Serafiel - jeden z serafinów, pojawił się w apokryficznej księdze Henocha. Przypisuje się mu funkcje wodza chóru serafinów i jednego z ośmiu anielskich sędziów. Jest on także władcą planety Merkury, a według kabały - najwyższym księciem Merkawy, anioła rydwanu. Jego imię znaczy: "Książę Wielkiego Anielskiego Zakonu". Podobno jest obrońcą Metatrona.
*Sfigato - z włoskiego: frajer.
*Mio amico - z wł. mój przyjacielu.
*Michelangelo - włoskie imię znaczące: "Anioł Michał". Takie imię nosił Michał Anioł Buonarroti (renesansowy twórca) oraz Michał Anioł Merisi czyli Caravaggio (barokowy rzeźbiarz).
*Sanctus - tradycyjna pieśń religijna w Kościele katolickim. W polskim przekładzie: Święty, Święty, Święty, Pan Bóg Zastępów, pełne są niebiosa i ziemia chwały Twojej. Hosanna na wysokości. Błogosławiony, który idziesz w imię Pańskie. Hosanna na wysokości.
*Michael - archanioł Michał, patron Rusi, jego imię oznacza "któż jak Bóg", to przywódca Zastępów Anielskich - wojska Królestwa Niebieskiego. Honorowy książę chóru Serafinów.
*Hajot - występuje w dwóch znaczeniach. Hayyoth (hebr. chayot) oznacza "żyjące istoty", to klasa niebiańskich stworzeń opisanych w wizji niebiańskiego rydwanu Ezekiela, odnosi się to do Tetramorfa, który bywa interpretowany jako przedstawienie alegoryczne (poprzez zwierzęta) czterech Ewangelistów.
Hajot to też część nazwy Hajot Hakados - określenia centralnej części Nieba, w której znajduje się Tron Pański. Tytuł 'Stróż Hajotu' odnosi się do pozycji faktycznego strażnika Królestwa Niebieskiego. Należy się on niesamowicie uzdolnionym przywódcom Zakonu Serafinów.
*Chiara Fiscelli - 'Chiara' to włoski odpowiednik imienia Klara, natomiast 'Fiscelli' to inna forma nazwiska 'Fiscella' pochodzące od imienia 'Francisco' czyli 'Franciszek'.
*Niccolo - wł. forma imienia Mikołaj. Toshio był ochrzczony w obrządku rzymskokatolickim, na chrzcie otrzymał dwa imiona: japońskie i włoskie ze względu na różne pochodzenie swoich rodziców.
*Adelina - zdrobniała forma imienia Adela.
*Loris - zdrobnienie od włoskiego imienia: Lorenzo.
*Iskander Ammar - imię pochodzenia arabskiego, Iskander to arabska forma "Aleksandra", natomiast nazwisko 'Ammar' (występuje też jako imię) oznacza 'dewota' lub 'cnotliwego'.
*Greta Evangelista - Greta to w krajach niemieckojęzycznych zdrobnienie od imienia Margareta - czyli Małgorzata. Natomiast włoskie nazwisko Evangelista oznacza 'Ewangelistę'.
*Limbo - od łac. Limbus - 'otchłań', to miejsce poza czasem, swoista granica pomiędzy niebem i piekłem, występuje jako określenie otchłani piekielnej, do której spadł Lucyfer lub piekła ogólnie. Tutaj: wymiar poślednich demonów, niewywodzących się od aniołów.
*Miano - czyli imię. Jest takie powiedzenie, że nazywając coś po imieniu dajemy temu czemuś władzę lub odwrotnie, że mu tę władzę odbierają. W każdym razie imię to coś bardzo ważnego dla demona w okultyzmie. Naprowadza egzorcystę na sposób wyplenienia zła z opętanego człowieka itd. Większość Limboi (mieszkańców Limbusu) imion nie posiada, więc przy opętaniach wykorzystuje Miana upadłych aniołów lub wyższych demonów.
Można powiedzieć, że demon z imieniem jest silniejszy, ale tak długo dopóki nie zdradzi go człowiekowi.
*Teofania - objawienie się bóstwa.
*Mistrz zakonu - podobnie jak w zakonach rycerskich, niemal każdy zakon egzorcystów (z drobnymi wyjątkami) posiada swojego Wielkiego Mistrza, zazwyczaj jest to najsilniejszy egzorcysta spośród zakonnych.
*Damien Thorne - imię bohatera słynnego cyklu horrorów: "Omen", chłopak urodził się 6 czerwca o godzinie 6 rano. Jest synem samego Szatana, Antychrystem. Kontynuacja jego losów jako dorosłego pojawia się w serialu "Damien", który zakończył się jednak na jednym sezonie. W kwestii jego losów podążam tropem serialu, zmieniając tylko to, że w mojej wersji Damien spotkał się ze śmiercią.
*Dzień gniewu - łac. Dies Irae, odniesienie do Dni Ostatnich, czyli momentu końca świata.
*Jehoel - jeden z Serafinów.
Co do Serafinów - na zebraniu w Auli przemawiali najbardziej prominentni członkowie ugrupowania, a więc ci znajdujący się w wewnętrznym kręgu (+ Greta, której sytuacja się wyjaśni). Sala jest ogromna i składa się z koncentrycznych kręgów, na których znajdują się symbole wyznaczające poszczególne pozycje. W zebraniu uczestniczyli też m.in. (choć nie wszyscy) zakonnicy, którzy zamieszkują na co dzień fałszywy klasztor i stwarzają dla Rina pozory zakonnej społeczności.
Godłem Serafinów jest płonące skrzydło, które symbolizuje opatrzność Serafiela. Większość członków zakonu potrafi posługiwać się bronią białą, a ich charakterystyczną umiejętność panowania nad cieniami. Silniejsi egzorcyści umieją też posługiwać się ogniem w celach walki. Posługują się też tzw. serafickimi ostrzami. Ich mundury różnią się w zależności od regionu i rodzaju misji, ale strój paradny pozostaje taki sam. Składa się z: długiego czarnego płaszcza, broszy z godłem zakonu, przewieszonej przez jedno ramię pomarańczowo-złotej peleryny, wysokich butów i rękawic. Serafin w stroju paradnym zawsze nosi miecz przy pasie.
Tyle na razie wystarczy.
Vale.
Uraaaa! Kolejny rozdział! Już myślałem że się nie doczekam.
OdpowiedzUsuńRozdział na który czekałem od początku seri, który odpowiedział na wiele pytań ale zadał kolejne. Ciekawe jak rozwinie się akcja.
Czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały.