Witajcie. Zaprezentowany przed wami 'stasimon' jest retrospekcją, dającą wgląd na pobyt Rina w celi, jego przeżycia z tego okresu. Zawiera w sobie także kilka szczegółów ważnych dla świata przedstawionego, które być może z czasem staną się kluczowe.
Zapraszam do czytania.
Pytanie dnia: Kim tak naprawdę jest Mephisto Pheles?
Ps. Wiersz autorstwa mojego kolegi - Wolfganga.
Wystąp z morza błękitu,
A nie doczekawszy świtu,
Zgaś w sobie płomień.
Pilnuj nocy.
Ty mroku,
I ty Mroku,
Zgodnie dotrzymujcie mi kroku,
Wy, stróżujący nad czasem,
Wy, kryjący się przed jasnem
Światłem, wisicie widmem wronim
Nad każdym miastem i wsią mizerną,
Kiedy moc nieczysta, czart anioła goni,
Po śmierci słońca, w każdą noc ciemną.
Wy, stójcie przy mnie.
Straszcie, gańcie, pamiętajcie,
Kiedy ja zapominam.
Wy, oczy otwierajcie,
Kiedy ja zamykam.
Wy nasłuchujcie,
Kiedy ja zamieram.
mroku, ty, który mącisz w ludzi umysłach,
I ty Mroku, co tkwisz w ich ukrytych zmysłach,
Niech w was będzie moc ma i siła,
Przynieście horyzont, wybiła godzina.
Watykańskie lochy były dokładnie takie, jak je
sobie wyobrażał. Mroczne, zimne i wilgotne. Wybudowano je pewnie z dwa tysiące
lat temu, a wielokrotna przebudowa nigdy ich nie dosięgła.
Nie widział zbyt wiele w wątłym świetle oliwnych
lamp, rozjaśniających długi, wąski korytarz. Jego cela była jedną z dziesiątek
innych. Miała niski sufit zakończony gładkim łukiem sklepienia kolebkowego.
Cegły, z których została zbudowana, musiały być starsze od samego Watykanu.
Wilgoć i stęchlizna wisiały w powietrzu, niczym
jakieś makabryczne ozdoby, grubsze i cięższe od łańcuchów, którymi go skuto. W
celi nie było okien. Najprawdopodobniej znajdowała się zbyt głęboko pod ziemią,
aby takowe posiadać.
Nie trafił tutaj bez powodu.
Zbrodnia i kara – przypominał sobie. – Przyzwyczajaj
się do wieczności, Rinie, bo przerw nie będzie.
Otoczony przez ciemność siedział w swej celi dniami
i nocami. Właściwie nie wiedział, jak długo w niej tkwił. Nie był świadkiem
wschodów ani zachodów Słońca, nie słyszał bicia dzwonów ani miarowego tykania
wskazówek zegarka. Nie miał też telefonu, którego ekranem rozjaśniłby ciemność,
choć na kilka godzin.
I tak nie znalazłby tutaj zasięgu. Czy skrzywdziłby
kogokolwiek grając przez kwadrans w Candy Crush?*
Mrok, mrok i tylko mrok.
Czerń brudna, czerń stęchła. Niczym nie
przypominała głębokiej, smolistej czerni, którą z dumą nosił na grzbiecie jego
ukochany kot. Ta czerń była matowa. Jego oczy przywykły już do tego, że gdy
spuszczał powieki – widział mrok, a gdy je otwierał – mrok wnikał mu w umysł.
Rzadko sypiał.
Poza celą miał problemy z przebudzeniem się o
określonej godzinie, natomiast tutaj bał się przymknąć oczy. Bał się, że mrok
otuli go i porwie, a on dołączy do kolekcji w szkatule wrzasków.
Wrzaski.
Gdy po raz pierwszy znalazł się w celi, były nie do
zniesienia.
Pamiętał to jak dziś.
Kajdany ze srebra* paliły mu skórę, wywoływały
wysoką gorączkę i bóle w klatce piersiowej, ale dumnie, niestrudzenie ciągnął
je za sobą, gdy gwardziści prowadzili go długimi korytarzami posępnych lochów.
Nie wiedział, kiedy usłyszał je po raz pierwszy.
Wrzaski wypełniły jego umysł. Były tak głośne, tak prawdziwe, tak dojmujące, że
upadł na kolana. Miał wrażenie, jakby wraz z przestąpieniem kolejnego progu
przyjął na barki ich krzyż.
Wydawało mu się, że gwardziści również to czuli.
Nie rozumiał, co mówili. Słyszał tylko szybkie, paniczne komendy w języku
włoskim. Dwaj z nich wzięli go pod pachy i zaczęli śpiewać coś, co brzmiało jak
pieśń religijna. Krzyki przybrały na sile, gdy gwardziści, żołnierskim krokiem,
podążyli w dół schodów z imieniem Maryi na ustach.
Nie mógł nic zrobić, jak tylko pozwolić się im
ciągnąć, choć miał wrażenie, że słabnie.
Czuł się lekki jak piórko, a kajdany mu nie
ciążyły. Nigdy wcześniej modlitwa tak na niego nie wpływała.
Chyba stracił przytomność na moment. Gdy jednak
otworzył oczy, czuł się, jak gdyby ktoś przemocą wrzucił go w to obolałe ciało.
Wszystkie dźwięki i wrażenia zmysłowe przybrały na sile, zaczęły wrzynać mu się
w skórę, niczym zbyt ciasna bielizna.
Leżał tak przez dłuższy czas, odliczając w duchu od 1 do 100. Za każdym razem, kiedy się gubił, miał wrażenie, jakby oblewała go słona fala morza rzeczywistości. W gardle pojawiała się dławiąca gorycz, a posadzka okazywała się zimniejsza, niż pamiętał.
Leżał tak przez dłuższy czas, odliczając w duchu od 1 do 100. Za każdym razem, kiedy się gubił, miał wrażenie, jakby oblewała go słona fala morza rzeczywistości. W gardle pojawiała się dławiąca gorycz, a posadzka okazywała się zimniejsza, niż pamiętał.
- Przebudź się, chłopcze. Z godziny na godzinę nie
wyhodujesz w sobie choroby sierocej – odezwał się w ciemności kpiarski ton. –
Do tego trzeba czasu! A my mamy przed sobą całą wieczność.
Znajomy głos przebijał się przez nieustającą
kakofonię krzyków, wizgów rozpaczy i łoskotu, dochodzących z sąsiednich cel.
Rin lekko uniósł głowę i zacisnął powieki z całej
siły, kiedy jaskrawe światło uderzyło go w twarz. Mógł przysiąc, że trafiło w
to samo miejsce, gdzie jeszcze niedawno spoczęła z głośnym plaskiem dłoń jego
brata.
- Pan Mephisto? – wychrypiał, po czym zamrugał,
zdziwiony brzmieniem swojego głosu.
- A któżby inny? Kogoż innego mogliby wtrącić do
obrzydliwych, śmierdzących padliną, grzybem i dżumą, watykańskich lochów?
Kogoż, jeśli nie mnie – Honorowego Rycerza Zakonu Prawdziwego Krzyża, dyrektora
Akademii i przywódcy japońskiej filii zakonu, biznesmena, wojownika, egzorcysty
i filantropa?
- Mnie – odparł krótko chłopak, podpierając się na
łokciach. – I setki innych.
- Marne pocieszenie, doprawdy – prychnął Mephisto.
– I nie nazywaj mnie już tak. Nawet w myślach. Czas na zmiany, szczególne
zmiany... Co myślisz o imieniu Lou Cipher*? Zbyt pretensjonalne?
Wzruszył ramionami, nie znalazłszy żadnej właściwej
odpowiedzi w zakamarkach swojego umysłu.
- Mógłby pan przygasić...? – poprosił,
odchrząkując.
- Jakże to tak? Lou Cipher lśni nawet w ciemności
lochów, zwą go Gwiazdą Zaranną, Ojcem Kłamstwa, Nosicielem Światła.
- Mnie będą nazywać ślepcem, jak tak dalej pójdzie – mruknął pod
nosem Rin.
Mephisto pstryknął palcami i światło zmatowiało,
przechodząc w formę półblasku — poświaty, wypełniającej obie cele. Rin
potrzebował chwili, by jego oczy dostosowały się do nowych warunków otoczenia.
Rozejrzał się po celi. W tym świetle widział
wszystkie jej detale – każdy załom w ścianie, ziejące chłodem szpary między
kamieniami, drewnianą pryczę wyłożoną słomą, zasłaną wypłowiałym kocem. W kącie
pomieszczenia stało także wiadro na odchody.
- Zadowolony z nowego lokum? Gdyby nie ja, to
byłbyś już przyzwyczajony. Ile to minęło? Dwa miesiące? Trzy? Ach, tak. Trzy
miesiące gniłbyś już w tej celi. Pomyśl, Rinie, trzy miesiące z wieczności
mniej, jakaż to ulga.
- Widzę, że humor panu dopisuje.
- Nie mogę zawieść moich fanów, nawet w takiej
sytuacji...
Rin przysunął się do krawędzi celi, słysząc
nieprzyjemny zgrzyt łańcuchów, sunących po posadzce. Czuł ich ciężar i chłód
żelaza, z którego zostały wykonane, ale nie mógł umieścić w czasie chwili, gdy
został skuty.
- Jakim cudem może pan wciąż używać tego całego
demonicznego czary-mary?
Mephisto prychnął pogardliwie w swojej celi.
Chłopak obserwował oświetloną sylwetkę byłego
dyrektora akademii w celi naprzeciwko. Księcia piekieł pozbawiono jego
ukochanych, ekscentrycznych fatałaszków, a zastąpiono je zwykłą tuniką, jak u
wszystkich więźniów. Miał włosy w nieładzie, jakby od wielu godzin rwał się za
nie, klnąc, na czym to świat stoi.
- W przeciwieństwie do ciebie, nie noszę kajdan,
chłopcze – odparł Mephisto. – Może i jestem zamknięty w kręgu, ale ci partacze
ze stolicy nie pozbawili mnie wszystkich asów z rękawa. I są tego świadomi. Gra
się jeszcze nie skończyła. Ba! Dopiero się zaczęła.
- Zapomnij, że pytałem.
Rin westchnął i odwrócił się od demona, następnie
wstał i ciągnąc za sobą łańcuchy, rzucił się na pryczę. To nie był najlepszy
pomysł. Zatrzeszczała i ugięła się pod jego ciężarem, a on niemal dotknął
ciałem posadzki. Wydarł spod siebie koc, by zarzucić go na swoje wychłodzone
ciało.
- Nie ignoruj mnie, chłopcze.
Nie interesowała go gra.
Od samego początku chciał tylko jednej rzeczy:
bezpieczeństwa dla siebie i Yukio. A kiedy już był na dobrej drodze do
stabilizacji, przystosował się do dziennego rytmu nauki i treningów, nauczył
się współpracy, zyskał przyjaciół, wtedy to wszystko posypało się jak domek z
kart.
Co stanowiło przyczynę jego klęski?
Lekkomyślność? Tak.
Porywczość? Oczywiście.
Głupota? Jak najbardziej.
Nie bez powodu była
pierwszym z dziewięciu szatańskich grzechów.
Chora rozgrywka pomiędzy psychopatycznym demonem,
zajmującym celę naprzeciwko, a jakimś nieznanym przeciwnikiem (a może po prostu
resztą świata?)? Bingo!
Mephisto mógł myśleć o Ziemi, o Assiah, jako swoim
osobistym placu zabaw, ale Rin nie zamierzał dłużej być jedną z jego zabawek.
Miał przed sobą całą wieczność w odmętach watykańskich lochów. Nie zamierzał
skończyć choćby i piętro niżej.
- Radzę ci, z czystej dobroci serca, chłopcze: nie
ignoruj mnie.
- Akurat – parsknął Rin, przyciskając do ucha lichą
poszewkę pełną słomy, która miała mu służyć za substytut poduszki. – Ty
przecież nie masz serca, Mephy.
Blask przybrał na sile. Chłopak czuł to i widział
nawet przez zamknięte powieki. Postanowił jednak czekać. Mephisto w końcu
osłabnie i się znudzi. Może, kiedy już wartownik przybędzie z jedzeniem,
chłopak powie mu o wyczynach starego demona, a ten zakuje go w kajdany?
Skrępuje go łańcuchami? Wyegzorcyzmuje?
NIE IGNORUJ MNIE.
Głos zupełnie nie z tej Ziemi rozbrzmiał hukiem w
głowie Rina, a ten gwałtownie poderwał się na pryczy, opadając na nią równie
szybko. Rozległ się trzask desek, przypominający uderzenie piorunów i chłopak
wylądował na kamiennej posadzce, czując drzazgi wbijające mu się w ramiona.
- Czy ty się nigdy nie uczysz na swoich błędach,
Rinie Okumuro?
Leżał nieruchomo, udając ogłuszonego.
- Czyżbym musiał
powtórzyć ten niecny proceder? Muszę cię poinformować, że mnie to również nie
sprawia przyjemności, a w dodatku marnuję na to sporo energii...
- Przemawiając do mnie,
też za wiele nie osiągniesz.
- Od kiedy jesteśmy na
„ty”, panie Okumuro?
- A gdzie „chłopcze” lub
„Rinie”? Nagle zebrało ci się na uprzejmości, Mephy? Zdaje się, że nie myślałeś
o nich, kiedy nasyłałeś na mnie Amaymona*, prawda? Oczywiście, że nie. Ponieważ
gra, gra, Mephisto Phelesie, to ona liczy się dla ciebie najbardziej, bardziej
niż czyjekolwiek życie, choćbyś miał za cenę jednego błędu wylądować na
wieczność w cuchnącej celi.
Chłopak poczuł, jak niewidzialna siła uniosła go
nad ziemię, zniewoliła w niewyczuwalnym uścisku, aż wreszcie niespodziewanie
uwolniła, nim udało mu się dotknąć sufitu.
- Nie musiałeś jej zabijać – wycedził Mephisto z
drugiej celi.
Dyszał. Męczył się.
Nie kłamał więc, kiedy mówił, że marnuje sporo
energii, używając magii w celi. W dodatku zamknięto go w kręgu – cokolwiek to
znaczyło.
- Ale to zrobiłem.
Rin podniósł się na kolana i opierając się na
ramie, pozostałej ze zniszczonej pryczy, wstał. Łańcuchy dzwoniły, informując
księcia piekieł o każdym jego poruszeniu w ciemności.
- I teraz spędzę tu dożywocie.
- Niekoniecznie.
Chłopak zmarszczył brwi, ale o nic nie zapytał.
Mephisto jednak sam udzielił mu odpowiedzi:
- Mogą cię też zabić. Kara śmierci wśród egzorcystów
nie jest czymś niezwykłym. Sam skazałem na taki los wielu ludzi.
Rin parsknął.
- Łącznie ze mną.
- Niekoniecznie.
Zacisnął zęby, czując przypływ irytacji na kolejną
wypowiedź Mephista. Nie wiedział, czy uda mu się wytrzymać wieczność w
towarzystwie tak denerwującego sąsiada. Przez chwilę zastanawiał się, czy kara
śmierci nie byłaby lepsza. Uwolniłby się od wyrzutów sumienia, nie musiałby
znosić Mephisto, ciało przestałoby mu tak dokuczać – same plusy.
Tym razem demon, jakby na złość Rinowi, nie dokończył
myśli.
Chłopak owinął się kocem i podszedł bliżej krat.
- Czego ty chcesz? Jeżeli towarzystwa, to wybacz,
ale nienawidzę cię każdą komórką swojego ciała i nie mam ochoty z nikim
rozmawiać.
- Patrzcie go – prychnął Mephisto – jaki
buntowniczy, myślałby kto, że już dorósł i wie, że ostra gadka w połączeniu z
tupaniem nóżką mu nie pomoże.
- Zabawne, bo to samo mógłbym powiedzieć o tobie.
W tym momencie niewidzialna siła cisnęła nim o
ścianę, wybijając całe powietrze z płuc. Rin padł na twarz, próbując złapać
oddech i powstrzymać nadchodzącą palpitację.
- Jestem prawie pewien, że to, co robisz, jest w
jakiś sposób nielegalne... – wydusił z siebie po chwili.
- Znajdujemy się w piekle doczesnym, Rinie Okumuro,
tu wszystko jest legalne. Oczywiście, poza ucieczką.
- Oczywiście – wykrztusił.
Ledwie chwilę po tym osunął się w ciemność i nawet
słabe krzyki Mephisto, odbijające się wewnątrz jego czaszki nie mogły zmusić go
do przebudzenia. Zemdlał.
Gdy znów się przebudził, jego twarz ochlapała
lodowata woda. W świetle lampy oliwnej spoglądali na niego dwaj strażnicy.
Mężczyźni nie czekali, aż całkiem się ocknie.
Wzięli go pod ramiona i wytargali na korytarz.
Chłopak nieprzytomnie rozglądał się na boki, zerkał
do cel, poszukując źródeł żałosnych wrzasków. Widział istoty, które być może
kiedyś wyglądały jak mężczyźni i kobiety, obserwował przelotnie, jak ściskali
kraty cel, wyciągali ręce z długimi pazurami w kierunku strażników.
W wielu więziennych izbach dostrzegał zaledwie
sterty łachmanów lub leżące bezwładnie ciała, wstrząsane od czasu do czasu
cierpiętniczymi szlochami.
Powrót wyglądał podobnie, lecz w jego trakcie był
bardziej przytomny. Szedł, pobrzękując kajdanami i mniej śmiało zaglądał do
mijanych cel. Otaczali go gwardziści, doliczył się aż siedmiu żołnierzy, którzy
tak jak poprzednio – śpiewali religijne pieśni, aby dodać sobie otuchy w czasie
przejścia korytarzem.
Tuż przed celą Rin zaczął stawiać opór. Wiedział,
że to bezcelowe, ale nie potrafił inaczej. Czuł, jakby bunt został zapisany w
jego umyśle – nigdy nie ulegaj, nie okazuj pokory, zawsze walcz z tymi, którzy
cię uciskają.
Zarzucił skute ramiona na szyję gwardzisty i
podskoczywszy, zderzył się z nim czołem. Gdy ten opadł, Rin odskoczył, unikając
nadchodzącego ciosu gwardzistów. Uderzył plecami w ścianę oddzielającą dwie
cele. Cudem powstrzymał nogi przed załamaniem się pod nim. Stawy drżały pod
nim, zupełnie jakby były zbyt słabe, aby utrzymać ciężar jego ciała.
Zaczął biec w kierunku, z którego go
przyprowadzili.
Był zbyt słaby, żeby stawić im opór, ale wciąż miał
wystarczająco siły, żeby uciekać. Wykorzystał jeden ze swoich licznych atutów w
walce – szybkość.
Gwardziści również nie mogli narzekać na brak tej
zalety. Deptali mu po piętach, a w takim miejscu nie miał szans zmylić ich w
żaden sposób. Brakowało bocznych korytarzy, czy naw, w których mógłby się
ukryć, jego jedyną nadzieją było dotarcie do schodów, choć nie wiedział
jeszcze, co zrobi potem.
Następnym, co poczuł, był niesamowity ból,
rozdzierający go od środka, oraz pieczenie na całym froncie ciała – od palców u
stóp, po samo czoło.
Obudził się w swojej celi, mokry od potu i – jak
się okazało po bliższych oględzinach – krwi, cały obolały oraz pełen żalu. Nie
miał pewności, co mu strzeliło do głowy, gdy postanowił uciec gwardzistom.
Podniósł się, ale nie było to wcale łatwe. Musiał
doczołgać się do najbliższej ściany, usiąść pod nią i zapierając się nogami,
sunąć w górę po kamiennej ścianie, aż oparł ciężar ciała na piętach. Zafundował
przy tym swoim plecom taki masaż, że jego skutki odczuwał jeszcze przez
następny kwadrans.
- Sądziłem, że wreszcie zmądrzałeś,
Rinie Okumuro. Myliłem się.
Nie powstrzymał udręczonego jęku, który opuścił jego usta, gdy zdał sobie sprawę z obecności Mephista.
Nie powstrzymał udręczonego jęku, który opuścił jego usta, gdy zdał sobie sprawę z obecności Mephista.
- Pewnie cię zasmuciłem? – odburknął chłopak.
- Och nie, nie. Wręcz przeciwnie. Uradowałeś mnie,
chłopcze. Gdybyś zmądrzał, nasza gra nie byłaby już taka zabawna. Stałbyś się
taki jak wszyscy ci nadęci egzorcyści wyższego szczebla. Jako młody,
niedojrzały człowiek jesteś nieprzewidywalny, zaskakujący, masz świeży umysł,
bazujesz na instynkcie, a nie latach wpojonej nauki.
- Cóż, to dobrze, że raczej szybko zakończyłem
swoją edukację – mruknął pod nosem.
Rin zaczął rozglądać się za swoim kocem, ale
nigdzie go nie znalazł. Poczuł natychmiastowy przypływ irytacji i pulsujący ból
w skroniach. Koc był jedynym źródłem ciepła w tym wilgotnym lochu, jego zbroją
i tarczą, w której mógł się skulić i na chwilę zapomnieć, gdzie się znajduje.
Może gwardziści zabrali go w ramach kary za tamten wybryk?
W złości kopnął pryczę, a raczej to, co z niej
pozostało. Chwycił drewnianą ramę i cisnął nią o ścianę, ta zaś rozpadła się na
części.
Trzęsąc się z tłumionego gniewu, zamiótł w jedno
miejsce rozsypaną słomę, a następnie usiadł na niej, przyciągnął kolana do
piersi i oplótł je ramionami. Tkwił tak przez jakiś czas, a złość i żałość
buzowały w nim na przemian, gdy wspominał swój głupi występek, oraz utratę
koca. Nawet nie zauważył, kiedy zasnął.
Nie spał długo. Nie zdążył nawet zapaść w głęboki
sen, gdy znów otworzył oczy, by zatopić wzrok w ciemności celi.
Rozprostował nogi i przejechał opuszkami palców po
ramionach. Miał wrażenie, jakby jego skórę pokrywał dziwny pancerz, który pękał
pod każdym jego ruchem. Poślinił palec i przesunął nim po swoim bicepsie, a
następnie umieścił znów w ustach.
Krew.
Bez zastanowienia zadał pytanie:
- Co się właściwie stało, kiedy dobiegłem do
schodów?
- Ciekawe, że dopiero teraz o to pytasz, Rinie.
- Chciałbym wiedzieć, czemu jestem upaćkany krwią.
- Wywołuje to w tobie dyskomfort? Czy tak?
- Myślę, że dla każdego normalnego człowieka bycie
upaćkanym krwią jest nieprzyjemne.
- Och, ale ty, chłopcze, nie jesteś normalnym
człowiekiem...
- Odpowiesz na moje pytanie, czy nie?
- Z przyjemnością – Mephisto westchnął. – Zostałeś
spętany. I nie mam tu na myśli łańcuchów, którymi tak z rozkoszą potrząsasz.
Spętanie jest rodzajem czaru wiążącego. Jedna z wielu rzeczy, które egzorcyści
przejęli od wiedźm po Wielkiej Inkwizycji.
- Na czym polega?
- Hmm... Łatwiej będzie wskazać – stwierdził były
Rycerz Honorowy. – Powiedz, chłopcze, kiedy wtrącili cię do lochów, straciłeś
przytomność, prawda? – kiedy Rin skinął głową, ten kontynuował: - Czy po
przebudzeniu nie poczułeś, że czegoś brakuje?
- Brakuje?
Mephisto westchnął.
- Na twoim miejscu poszukałbym ogona – rzekł.
Rin poczuł, że traci grunt pod nogami i osunął się
na podłogę. Zakręciło mu się w głowie. Prawda spadła na niego niczym grom z
jasnego nieba. Przełykając zbierającą się w gardle żółć, sięgnął ku swojej
kości ogonowej tylko po to, by natknąć się na ziejącą pustkę.
Dopiero wówczas dreszcze bólu wstrząsnęły jego
ciałem.
- Ludzie mówią na to ‘szok pourazowy’, aczkolwiek
nie sądzę, aby takie zjawisko mogło utrzymać się przez dłuższy czas... Chociaż
wątpię, aby ktokolwiek kiedykolwiek przeprowadzał badania na półdemonach,
zwłaszcza twojego kalibru, Rinie.
Usiadł pod ścianą, starając się zignorować palący
ból w kości ogonowej. Bardzo chciało mu się pić, ale nigdzie nie widział
szklanki z wodą. Wcześniej stała blisko krat obok pustego talerza po skromnym
śniadaniu. Przypomniał sobie, że powinno w niej zostać choćby kilka kropel
wody.
Oblizał suche wargi.
- Spragniony?
Nie odwrócił się, nie podskoczył, nawet nie drgnął
na dźwięk głosu Mephisto. Domyślał się, że demon nie zamierza go zostawić w
spokoju.
- Może – mruknął.
- Przygotuj się na rozczarowanie, chłopcze –
oznajmił współwięzień. – W tym więzieniu rzadko poją, rzadko karmią i
praktycznie nigdy nikogo nie wypuszczają.
- Czyli czeka mnie śmierć głodowa?
- Och, ależ nie! Gdzieżby! To by było zbyt proste.
Tak jak wielu naszych braci i sióstr, posiadasz zdolność regeneracji –
przypomniał Mephisto. – Twój organizm będzie wyniszczany przez głód, będzie tak
głodny, że zacznie pożerać sam siebie, demon zaś w tobie zacznie walczyć o
przetrwanie. Co głód zniszczy, demoniczny gen odbuduje. Jednakże taka
regeneracja wymaga dużych pokładów energii, której logischerweise* – nie
dostarczysz swemu ciału. Popadniesz w swoisty letarg. Stracisz świadomość tego,
co dziej...
- Nie wyjaśniłeś mi do końca, na czym polega
spętanie* – wciął się Rin.
Nie wiedział, jak długo wytrzyma w takich
warunkach. Obcowanie z Mephistem było trudne, kiedy ten pełnił funkcję
dyrektora szkoły, a co dopiero, teraz gdy zostali skazani na wieczność w swoim
towarzystwie.
Prawdopodobnie – dodał w myślach chłopak. –
Przecież mogą mnie jeszcze zabić.
- Wiesz już, że mają twój ogon – zauważył Mephisto.
– Moje kondolencje, swoją drogą. Ogon był jedyną widoczną dla ludzkiego oka
emanacją twoich mocy i pochodzenia. Ucięty działa niczym relikwia*.
- Jak szczątki świętych? – zdumiał się Rin.
- Oczywiście – odparł demon. – Na przestrzeni
wieków relikwie stały się wielce pożądanymi amuletami. Nie zliczysz ilu
egzorcystów, czy szlachetnych – chrząknął – wojowników, używało ich dla ochrony
przed złymi mocami lub by zapewnić sobie powodzenie w walce.
- I mój ogon będzie teraz amuletem jakiegoś
egzorcysty? – wzdrygnął się. – To obrzydliwe i... cholera, niepokojące.
- Nie – zaprzeczył automatycznie Mephisto. –
Wątpię. Tak długo, jak jesteś tu zamknięty, ogon bardziej przyda się jako pęto.
Czarownice zazwyczaj by kogoś spętać, używają w tym celu jego włosów lub
jakiejś osobistej rzeczy. Rzucają czar, którego szczegółów na razie ci nie
zdradzę, i dopóki posiadają pęto, mogą kontrolować osobę spętaną.
- To... coś jak voodoo?
- I tak, i nie. Ma podobne właściwości, owszem, ale
nie takie same. Demony też się pęta. Słyszałeś pewnie historie o ludziach
skłaniających naszych braci do czynienia im usług?
- Coś tam słyszałem – mruknął, starając się
odszukać w pamięci lekcje o doktorze Fauście*. – Ale myślałem, że... wiesz,
cyrograf i te sprawy.
- Takie układy też się zdarzają – przyznał
Mephisto. – Nawet częściej. Jednakże jeżeli śmiertelnik jest wystarczająco
sprytny, obyty i ma silną aurę, to może demona spętać i zmusić go do
wykonywania swojej woli.
- Czyli egzorcyści z Watykanu ucięli mi ogon, aby
przy jego pomocy mnie kontrolować?
- Egzorcyści lub wiedźmy z sabatu w Volsinii* –
sprecyzował demon. – Od Błękitnej Nocy i śmierci Lydii Gregory nie było w
szeregach Zakonu kogoś, kto tak dobrze radziłby sobie z magią. Chyba że
ukrywali to przede mną – prychnął.
- Przed tobą można cokolwiek ukryć?
Poczuł, jak ogarnia go chłód.
- Nie jestem Bogiem, mój chłopcze – rzekł. – Nie
mam daru wszechwiedzy. Co prawda niewiele można przede mną ukryć, lecz nawet ta
jedna mała niewiadoma potrafi przyczynić się do tragedii.
- Tym właśnie jest odsiadka tutaj? Tragedią?
- Och, nie, nie. Pieśń kozła*, Rinie, zawsze ma
nieszczęśliwy koniec. Ci, przed którymi wieczność rozpostarła swe ramiona, nie
podlegają fatum. Ta pieczęć ze złota kiedyś się skruszy, natomiast mnie nie
nadgryzie ani ząb czasu, ani ci maluczcy egzorcyści.
Zamilkł i nie odzywał się przez długi czas. Rin nie
prowokował rozmowy. Był wdzięczny za ciszę. Musiał uporządkować sobie w głowie
wszystko to, co powiedział mu były dyrektor Akademii.
Ciemność otuliła go i po pewnym czasie przestał
odczuwać zimno. O tym, że żyje, przypominał mu drażniący ból głowy, wywołany
najprawdopodobniej przez głód.
Został spętany, bo ktoś z góry rzucił czar na jego ogon. Ciekawe, co właściwie z nim zrobili.
Został spętany, bo ktoś z góry rzucił czar na jego ogon. Ciekawe, co właściwie z nim zrobili.
Spalili futro i skórę, a kości zmielili na proszek?
Może przesypali to wszystko do woreczków, które potem nosili na szyi, niczym
amulety.
A może umieścili go w gablocie?
Może jakiś Paladyn nosił go przy pasie?
Na samą myśl było mu niedobrze. Zwłaszcza że
ostatni pomysł otworzył w jego głowie obraz tego bubka – Arthura Augusta
Angela. Skrzywił się odruchowo. Widział go zaledwie przez kilkanaście minut i
zdążył znienawidzić.
Spętali mnie – przypomniał sobie. – To ważniejsze
niż ten blond świr.
Jakkolwiek dokonali tej magii, poczuł na własnej
skórze jej możliwości. Był pewien, że niewidzialna ściana, na którą wpadł, gdy
próbował uciec, miała związek z czarem. No cóż, przynajmniej próbował.
Myślał też o Mephisto. Stary demon gadał od rzeczy,
jak zwykle zresztą, lecz w zakamarkach jego kwiecistych wypowiedzi tkwiła jakaś
niepokojąca prawda. To był zaledwie jej zaczątek, niewielki fragment, lecz Rin
miał pewność, że to sekret, który zna niewielu.
Johann Faust V.
Mephisto Pheles.
Lou Cipher.
Te wszystkie nazwy należały do jednej istoty.
Rin przeczuwał jednak, że żadne z nich nie było
jego prawdziwym imieniem.
Ból doskwierał chłopakowi tak mocno, iż jedyną drogą ucieczki okazał się sen. Po wielu próbach i nagłych przebudzeniach udało mu się zasnąć. Śnił bez snów, ogarnięty czernią. Pośród nieprzebytej ciemności wciąż słyszał krzyki udręczonych. Zapomniał zapytać o nich Mephisto.
Ból doskwierał chłopakowi tak mocno, iż jedyną drogą ucieczki okazał się sen. Po wielu próbach i nagłych przebudzeniach udało mu się zasnąć. Śnił bez snów, ogarnięty czernią. Pośród nieprzebytej ciemności wciąż słyszał krzyki udręczonych. Zapomniał zapytać o nich Mephisto.
Zrobię to później – stwierdził w myślach. – Mam
przecież całą wieczność.
Wieczność okazała się krótsza, niż się tego
spodziewał.
Trwała zaledwie czterdzieści cztery noce.
~*~
PRZYPISY:
Candy Crush - gra/aplikacja na telefon. Polega na dobieraniu cukierków w celu zdobycia punktów, ilość ruchów jest ograniczona. Gra raczej monotonna, ale według wielu ludzi zajmująca.
Kajdany ze srebra - według wielu źródeł srebro działa szkodliwie na nadnaturalne istoty, m.in. stąd mit o zabijaniu wilkołaków srebrnymi kulami.
Lou Cipher - czyt. 'Lu Sajfer', zapis i odczyt podobny jest brzmieniem do angielskiego: "Lucifer" - "Lusifer". W mandze zostało ujawnione, że dyrektor Akademii nie jest Mefistofelesem, lecz innym demonem, "Mephisto Pheles" to zaś jego pseudonim. Pomyślałam, że przy zmianie tożsamości Mephy mógłby posłużyć się podobnym trickiem - pozując na innego demona.
Nosiciel Światła - Lucyfer. Po łacinie: "lux ferre" - "nosić światło". Stąd też pochodzi łacińskie miano tego demona. Po grecku nazywa się 'Phosphorus' czyli 'fosfor'. Z kolei imię 'Rin' w kanji = 'fosfor'. Taka ciekawostka.
Amaymon - w anime i mandze imię brata Mephisto zostaje zapisane jako 'Amaimon', co po japońsku może znaczyć: 'amai mono' - słodkie rzeczy, jednakże w demonologii istnieje demon o imieniu Amaymon, władca jednego z piekielnych królestw, który ma Asmodeusza na swoich posługach.
Logischerweise - niem. logicznie (użyte w zdaniu: "logicznie rzecz biorąc").
Dziewięć szatańskich grzechów - czyli dziewięć grzechów według satanizmu. To jedna z doktryn satanizmu, która jest właściwie odbiciem siedmiu grzechów głównych znanych nam z Biblii. Satanizm wyróżnia następujące grzechy: głupotę, pretensjonalność, solipsyzm, okłamywanie siebie, mentalność tłumu (pogoń za tłumem), brak perspektyw, zapominanie o dawnych ortodoksjach, kontrproduktywna duma i brak estetyk (preferencji). Jeżeli kogoś interesują objaśnienia, na czym kolejne grzechy polegają, polecam skorzystać ze strony "kościoła" Szatana: churchofsatan.com. Wystarczy wpisać w Google: "Nine satanic sins".
Kajdany ze srebra - według wielu źródeł srebro działa szkodliwie na nadnaturalne istoty, m.in. stąd mit o zabijaniu wilkołaków srebrnymi kulami.
Lou Cipher - czyt. 'Lu Sajfer', zapis i odczyt podobny jest brzmieniem do angielskiego: "Lucifer" - "Lusifer". W mandze zostało ujawnione, że dyrektor Akademii nie jest Mefistofelesem, lecz innym demonem, "Mephisto Pheles" to zaś jego pseudonim. Pomyślałam, że przy zmianie tożsamości Mephy mógłby posłużyć się podobnym trickiem - pozując na innego demona.
Nosiciel Światła - Lucyfer. Po łacinie: "lux ferre" - "nosić światło". Stąd też pochodzi łacińskie miano tego demona. Po grecku nazywa się 'Phosphorus' czyli 'fosfor'. Z kolei imię 'Rin' w kanji = 'fosfor'. Taka ciekawostka.
Amaymon - w anime i mandze imię brata Mephisto zostaje zapisane jako 'Amaimon', co po japońsku może znaczyć: 'amai mono' - słodkie rzeczy, jednakże w demonologii istnieje demon o imieniu Amaymon, władca jednego z piekielnych królestw, który ma Asmodeusza na swoich posługach.
Logischerweise - niem. logicznie (użyte w zdaniu: "logicznie rzecz biorąc").
Dziewięć szatańskich grzechów - czyli dziewięć grzechów według satanizmu. To jedna z doktryn satanizmu, która jest właściwie odbiciem siedmiu grzechów głównych znanych nam z Biblii. Satanizm wyróżnia następujące grzechy: głupotę, pretensjonalność, solipsyzm, okłamywanie siebie, mentalność tłumu (pogoń za tłumem), brak perspektyw, zapominanie o dawnych ortodoksjach, kontrproduktywna duma i brak estetyk (preferencji). Jeżeli kogoś interesują objaśnienia, na czym kolejne grzechy polegają, polecam skorzystać ze strony "kościoła" Szatana: churchofsatan.com. Wystarczy wpisać w Google: "Nine satanic sins".
Doktor Faust - bohater dramatu Johanna Wolfganga von Goethego, pt. "Faust".
Tematem utworu jest zakład Boga z Mefistofelesem, o duszę tytułowego doktora Fausta. Faust ma ją oddać diabłu, gdy zasmakuje pełni szczęścia i wypowie słowa: trwaj chwilo, jesteś piękna. Pierwowzorem postaci Fausta był Johann Georg Faust (ok. 1480–1540) – niemiecki alchemik, astrolog i wędrowny naukowiec, autor traktatu alchemicznego Zmuszenie piekła. Faust stał się symbolem człowieka, który zawiera pakt z szatanem, aby poznać tajemnicę istnienia.
Tematem utworu jest zakład Boga z Mefistofelesem, o duszę tytułowego doktora Fausta. Faust ma ją oddać diabłu, gdy zasmakuje pełni szczęścia i wypowie słowa: trwaj chwilo, jesteś piękna. Pierwowzorem postaci Fausta był Johann Georg Faust (ok. 1480–1540) – niemiecki alchemik, astrolog i wędrowny naukowiec, autor traktatu alchemicznego Zmuszenie piekła. Faust stał się symbolem człowieka, który zawiera pakt z szatanem, aby poznać tajemnicę istnienia.
Relikwie - jeżeli ktoś przeczytał "Krzyżaków", a ja niestety przeczytałam, to może pamięta człowieka imieniem Sanderus, który handlował amuletami i religiami. To była dość popularna praktyka w średniowieczu, mimo braku aprobaty ze strony kościoła. Relikwie - czyli kawałki ubrań, rzeczy należące do świętych i fragmenty ich ciał - były uważane za amulety przynoszące szczęście lub odpędzające złe duchy. Tacy handlarze zazwyczaj opychali fałszywki, ale biznes to biznes, a tonący nawet brzytwy się chwyci.
Spętanie - to czarodziejski rytuał, który zaczerpnęłam z serii książek Josepha Delaneya - "Kroniki Wardstone". Działa tak, jak opisuje Mephisto - wiedźma zdobywa, np. twój włos i rzuca na niego czar. W ten sposób może sprawić, że nie będziesz w stanie się od niej oddalić, gdyż sprawi ci to niemiłosierny ból. Może wykorzystać ten czar by zadać swojej ofierze cierpienie z dużej odległości lub utrzymać ją pod swoją kontrolą. Wiedźmom z Pendle udało się spętać (na krótki czas) samego Szatana.
Volsinii - to starożytne etruskie miasto, jako ostatnie z Etrurii zostało zdobyte przez Rzymian, było m.in siedzibą kultu. Do dziś można podziwiać jego ruiny w Lacjum (region). Jego rzymskim sukcesorem zostało miasteczko Bolsena, które istnieje do dzisiaj. Czarownice istniały także w kulturach rzymskich i etruskich, lecz pod innymi postaciami. Wydaje mi się, że Volsinii byłoby dobrym miejscem na sabat.
Pieśń kozła - tragedia, z greckiego: 'tragos' - kozioł i 'ode' - pieśń.
Spętanie - to czarodziejski rytuał, który zaczerpnęłam z serii książek Josepha Delaneya - "Kroniki Wardstone". Działa tak, jak opisuje Mephisto - wiedźma zdobywa, np. twój włos i rzuca na niego czar. W ten sposób może sprawić, że nie będziesz w stanie się od niej oddalić, gdyż sprawi ci to niemiłosierny ból. Może wykorzystać ten czar by zadać swojej ofierze cierpienie z dużej odległości lub utrzymać ją pod swoją kontrolą. Wiedźmom z Pendle udało się spętać (na krótki czas) samego Szatana.
Volsinii - to starożytne etruskie miasto, jako ostatnie z Etrurii zostało zdobyte przez Rzymian, było m.in siedzibą kultu. Do dziś można podziwiać jego ruiny w Lacjum (region). Jego rzymskim sukcesorem zostało miasteczko Bolsena, które istnieje do dzisiaj. Czarownice istniały także w kulturach rzymskich i etruskich, lecz pod innymi postaciami. Wydaje mi się, że Volsinii byłoby dobrym miejscem na sabat.
Pieśń kozła - tragedia, z greckiego: 'tragos' - kozioł i 'ode' - pieśń.
A więc Rin trafił do ciupy o.O i znalazł się tam też Mephisto a może powinienem powiedzieć Lou Cipher xd
OdpowiedzUsuńCiekawe czy Riniwaty kiedyś coś opowieo rozmowiez tym Inkwizytorem co go wsadził.
Rozdział świetny, troche przypomina początek twojego drugiego blogao Ao.
Daję okejke i z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg historii o Rinie.
Kurde przypał ... dopiero dzisiaj się skapłem że to RETROSPEKCJA ... niektórym nawet wielkie litery nie pomogą :P ciekawe czy to 44 ma jakiś głębszy sens jest to w końcu liczba mistrzów, z góry skazana na sukces.
Usuń